piątek, 8 sierpnia 2014

cdn

Gdy byłam małą dziewczynką miałam stu procentową rację! Czy chłopcy/mężczyźni muszą być takimi świniami? Nie chcę tu nikogo obrazić, bo mam na myśli tylko czterech przedstawicieli tej płci, a dokładniej Bill Johnson, Nathan Johnson, William Morgan i John Loony. Tak, właśnie, John'owi (temu który całował się z moją najlepszą przyjaciółką) przypomniało się, że istnieję. Teraz nasuwa ci się pytanie "Ale skąd wiesz skoro nic nie pamiętasz?", otóż o wszystkim opowiedziała mi moja mama. Serio, moja mama! Nie wiem skąd ona wie o tych moich "przygodach". Teraz wiem, że miałam kiedyś chłopaka i to nie jednego tylko trzech i wobec jednego zachowałam się paskudnie. 
Dziś po raz kolejny budząc się w szpitalnym pokoju spojrzałam w stronę okna. Postanowiłam, że wypróbuję kule do chodzenia, podejdę do szyby, otworzę ją i pooddycham świerzym powietrzem. O mały włos wylądowałabym na podłodze, ale poczyłam czyjeś dłonie, które mnie wsparły. Odwróciłam się. 
- Kiem ty jesteś?! - wykrzyknęłam. Nie znałąm tej osoby, a przynajmniej nie pamiętałam.
- Kochana, nie pamiętasz mnie? Przecież jesteśmy ze sobą! - oznajmił nieznajomy.
- Jak to? Myślałam, że mam chłopaka z brązowymi włosami.
- Spokojnie, lekarze mówili, że możesz czegoś nie pamiętać.
- Wyjdź! Nie znam cię!
- Przecież to ja, John!
- John Loony? Ten John, który całował się z Katy Blue? Proszę wyjdź, jesteś bardzo podły i chciałeś mnie nabrać, bo myślałeś, że zapomniałam? Co z tego, jeśli ktoś opowiedział mi moją "historię"? Nie udało ci się.












Od autorki:
dziękuję za wyświetlenia bloga itd., niestety muszę kończyć i efektem tego jest nie dokończony rozdział. Bardzo przepraszam, ale jutro wyjeżdżam

piątek, 25 lipca 2014

Nie rozumiem. Już nie jestem normalna?

"Nie rozumiem. Już nie jestem normalna?" zbyt dużo mam myśli w głowie. Obudziłam się dziś (ha! Obudziłam! Nie mogłam nawet spać!) w białym pokoju, pod głową miałam białą poduszkę i ogólnie wszystko co znajdowało się w pomieszczeniu miało właśnie ten kolor. Idzie tu zwariować! 
Minęło już sporo czasu od napadu i okaleczenia mnie oraz Chloe, ale ja nadal nie mogę dojść do siebie. 
Siedzę w tym szpitalu od trzech tygodni, nie mogę chodzić, siedzieć i nawet samodzielnie podnieść kubka z herbatą, a moja kuzynka? Ona już nigdy nie będzie chodzić! 
Nie rozumiem, jak można zrobić komuś krzywdę? Tak po prostu - wskakując do domu, niszcząc przy tym szybę, brudząc podłogę starymi glanami, wystraszyć na śmierć niewinne nastolatki, pyskować i do tego jeszcze strzelać, jak opętany?! Naprawdę chore. I jeszcze będę musiała się uczyć chodzić! No świetny prezent na urodziny! 
A tak, właśnie, mam dziś urodziny... Genialna impreza w szpitalu. Co dostałam? Kule do chodzenia. Wszyscy zapomnieli o moich  urodzinach. Melissa Dolores (podobno moja  mama), Louis Smith (podobno chłopak Melissy), Bill Johnson (No nie wierzę?! Niby mój chłopak?!) i Linzy Blue (Kurde! Z kim ja się przyjaźniłam? (podobno) Co to za dziewczyna?! I ten makijaż?! Boże!) nawet nie chciało im się przyjść!!! 
Jest godzina 12:17 - idę na obiad...

sobota, 19 lipca 2014

Nazywam się Victoria Jackson

Otworzyłam oczy. Wszystko co mnie otaczało widziałam, jak za mgłą. "Co się stało?" "Gdzie ja jestem?", te myśli krążyły po mojej głowie.
- Czy ja umarłam? - wyjąkałam, ale odpowiedziała mi głucha cisza. 
Nikogo nie było w pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Dotknęłam dłonią głowę, ból był niesamowity! Nic nie pamiętałam. To znaczy większość, wiedziałam, że istnieje osoba mi bardzo bliska o imieniu Chloe.
- Chloe! Chloe! - zaczęłam krzyczeć.
Do sali wbiegło mnóstwo osób, ale nie pamiętam kim oni byli. 
Byłam podłączona do kroplówki. Nie mogłam się poruszyć. Na brzuchu miałam duży opatrunek i trzy mniejsze (jedno na ręce, a dwa kolejne na nodze). 
- Widzę, że już się obudziłaś. Jak się czujesz? - usłyszałam głos jakiejś kobiety.
- A te pegazy są niesamowite... - majaczyłam.
- Kocham cię.  - odpowiedziała mi ta sama osoba.
- Kawa? Nie, ja piję tylko soki...
" Już się obudziła!" krzyknęła wychodząc na korytarz. Następnie podbiegł do mnie jakiś chłopak i wtulił się w moje wyczerpane i poranione ciało.
- Auć! - pisnęłam.
- Przepraszam. - odrzekł i dał mi buziaka.
- Oddaj mi moją szczotkę. - szepnęłam
- Kupię ci nową, a jaki kolor? - najwyraźniej nie zrozumiał, że nie wiem co mówię. - Pamiętasz mnie? Lekarze mówili, że możesz mieć zaniki pamięci.
- Nie. - chyba zaczęłam wtedy rozumieć co kto  do mnie mówi. W oczach młodzieńca pojawiły się łzy.
- To ja, Bill. Bill Johnson. - łza spłynęła po jego policzku.
- Miło mi cię poznać. Ja jestem... - zapomniałam, jak się nazywam, więc na poczekaniu wymyśliłam coś - Ee... nazywam się Victoria Jackson.

sobota, 12 lipca 2014

Nawet najlepszy dzień może się zmienić w piekło

Ciepłe promienie słońca przedostawały się przez szparę pomiędzy ciemnymi roletami zamieszczonymi w oknach muskając moją skórę i dając znaki, że rozpoczął się ostatni dzień na wsi u rodziny. Otworzyłam prawe, a następnie lewe oko. Usiadłam na łóżku i rozciągnęłam się głośno ziewając. Następnie wstałam i pozwoliłam słońcu rozświetlić swój pokój. Zdjęłam piżamę i ubrałam białą sukienkę. Udałam się do łazienki i przemyłam twarz letnią wodą, po chwili umyłam zęby.
Zeszłam po schodach do kuchni i szybkim ruchem odkręciłam butelkę z sokiem jabłkowym, wypijając duszkiem 1/4 napoju. "Dzień dobry wszystkim!" wykrzyknęłam radośnie. 
Po pysznym śniadaniu wróciłam do swojej sypialni i zaczęłam pakować ubrania, kosmetyki itd. Wszyscy domownicy rozeszli się do robienia swoich spraw, czyli między innymi do pracy w gospodarstwie. Chloe dotrzymywała mi towarzystwa. siedziała na podłodze przy oknie i patrzyła jak składam ubrania.
- Dużo tego, śliczne masz te ubrania... - powiedziała i uśmiechnęła się sztucznie po czym można było poznać, że kłamie.
- Dzięki - nie chciałam jej mówić, że wiem kiedy mówi prawdę, a kiedy nie.
- Gdzie kupiłaś tę koszulkę? - spytała bardzo zaciekawiona.
- Którą? - nie wiedziałam, o której mówi, bo na łóżku miałam mnóstwo T-shir'ów. 
- Ta. - wstała i podniosła moją ulubioną bluzkę z nadrukiem.
- Ach, ta. - uśmiechnęłam się - To moja ulubiona.
- Ten motyl wygląda niesamowicie, a ten napis "Jeśli coś kochasz, daj mu wolność"... Wow. - mówiła z zachwytem.
- Dzięki.
Czas płynął bardzo szybko. Nawet nie wiem kiedy za oknem zrobiło się ciemno. Zapaliłam światło i spakowałam ostatnią rzecz. 
Chloe wychodziła z mojego pokoju, aż w pewnym momencie szyba okna się roztrzaskała, a do pomieszczenia wskoczył muskularny mężczyzna ubrany na czarno, jego twarz była pełna nienawiści. Razem z C zaczęłyśmy krzyczeć. Byłam przerażona! 



Kuzynka wykrzyknęła tylko "To James!", a on syknął "Znów się spotykamy. Przekaż ojcu, że nie będę dłużej czekał na pieniądze! Choć chyba już nie zdążysz!"  i strzelił do niej śmiejąc się, a ja krzyczałam. Nie musiałam czekać długo strzały także były kierowane w moją stronę.










Od autorki:
I jak wam sie podoba nowy rozdział? Mam nadzieję, że nie jest nudny :P
Pozdrawiam i dziękuję za 324 wyświetlenia bloga!!! :)

piątek, 4 lipca 2014

James uciekł

Wczoraj policja złapała tych mężczyzn, którzy byli odpowiedzialni za zabójstwo Danny'ego Smith'a, ale niestety nie wszystkich. James, czyli szef całej tej szajki uciekł. 
Wracając do Emmy, Alex'a i Danny''ego. Emma jest umieszczona w szpitalu (tak samo, jak jej chłopak), znajduje się w dobrym stanie, jedyną krzywdą, którą jej wyrządzili to pocięty brzuch i nogi. Alex także ma pocięty brzuch i nogi, dodatkowo jest strasznie pobity. Mieli wielkie szczęście, bo przecież nieraz się słyszy o porwaniach, w których ludzie tak strasznie cierpią. No cóż Danny nie żyje, a z tego co mi mówiła mama E, jego ciało było całe zmasakrowane (wiem, że zmasakrowane to nie jest jakieś piękne słowo, ale inaczej nie da się tego opisać!)!
Dziś źle się czułam. Myślę, że ktoś mnie obserwuje, nie wiem dlaczego, ale tak przypuszczam. Mam nadzieję, że to tylko wytwór mojej wyobraźni, no, ale kto wie? Jak o tym myślę, już mnie przechodzą ciarki. 
Z lenistwa, lecz także z powodu niepewności leżałam w łóżku niemal cały dzień pijąc soki, które przynosił mi mój kochany kuzyn i rozmawiając z moim chłopakiem. Tak, właśnie MOIM CHŁOPAKIEM! Teraz już oficjalnie chodzę z Bill'em. 
Nasza rozmowa trwała dokładnie 7 godzin i 34 minuty. Tematy rozmowy były różne, mówił, iż bardzo tęskni oraz, że wolne dni beze mnie to już nie to samo. Oświadczył, że mnie kocha i doprowadził mnie tym do wzruszenia. To jest bardzo miłe uczucie, kiedy słyszysz w słuchawce "Kocham cię najbardziej na świece", a jeszcze lepiej jest, gdy mówi to osoba, na której ogromnie ci zależy. Następnie powiedział "Przepraszam, ale muszę już kończyć. Obiecałem Nathan'owi, że mu pomogę. Nie bądź na mnie zła, zadzwonię jeszcze wieczorem."* On jest niesamowity! Powiedział bratu (N to jego starszy brat), że mu pomoże i dotrzymał słowa, a do tego jeszcze zadzwoni! Po tych słowach*(2) jeszcze z pięć minut mówił, że to ja mam odłożyć słuchawkę, lecz tak jak to bywa w tych fajnych filmach ja mu odpowiadałam, że to właśnie on ma to zrobić. 
Nie mogę się doczekać! Jest 19:33, a on nadal nie dzwoni...



------------------------------------------------------------------------------
* (cytat) - "Przepraszam, ale muszę już kończyć. Obiecałem Nathan'owi, że mu pomogę. Nie bądź na mnie zła, zadzwonię jeszcze wieczorem."
*(2) "Po tych słowach (...)" - nawiązuje do cytatu oznaczonego: "*".








Od  autorki:
Cześć, chciałam Wam bardzo podziękować za 239 wyświetleń. 
Jesteście niesamowici!!! :*
Pozdrawiam :)

niedziela, 29 czerwca 2014

"James" wykrzyczał ostatnim tchem!

Usiadła na stole w dużym pokoju, była cała roztrzęsiona, a łzy strumieniami spływały po jej policzkach. Pobiegłam do jej pokoju po suche ubrania, ale nie przebrała się, więc okryłam ją kocem. Chciałam wiedzieć co się stało, lecz nic nie mówiła. Auta z nią nie było, nawet nie miała od niego kluczy. Dosiadłam się obok niej i objęłam ją ramieniem, a Aiden przyniósł herbatę. Dziewczyna napiła się. Była wpatrzona w białą ścianę obwieszoną półkami. W końcu nie wytrzymała i padła znużona na kanapę natychmiastowo zasypiając. Ja także byłam ogromnie zmęczona, a mój "poziom" senności ciągle rósł ze względu na godzinę, czyli 2:13. 
Nie pamiętam kiedy usnęłam, ale obudziłam się już w swojej sypialni. Wybiegłam z niej jak najszybciej potrafiłam i skierowałam się w stronę pokoju Chloe. Byłam ogromnie szczęśliwa, gdy zobaczyłam ją tam. Zeszłam cicho po schodach do kuchni, po drodze nikogo nie widziałam. W całym domu było cicho. A był tam i robił śniadanie. Chwilę później zaczęłam jeść.
- Gdzie są wszyscy? - zapytałam zajadając płatki z mlekiem.
- Nie wiem. - usłyszałam skromną odpowiedź.
- Aha.
Następnie dołączyła do nas Chloe. Napiła się tylko soku. Oboje popatrzyliśmy na nią, a ona wybuchnęła płaczem.
- Chloe, co jest? - podeszłam do niej.
- Oni go zabiją! - wykrzyknęła.
- Co?! Kogo zabiją?! - spytał A.
- Ona tam została! Ją też zabiją! - nadal krzyczała.
- Ale kogo?! - dopytywał się chłopak.
- Emma i Alex! Tego mężczyznę także! "James" wykrzyczał ostatnim tchem! - dziewczyna osunęła się w dół. Oparta o szafkę nadal płakała. Opowiedziała nam o wszystkim. 
Uciekając z domu zabrała ze sobą Emmę, czyli córkę państwa Colman, a za razem jej najlepszą przyjaciółkę. Państwo C to byli wspólnicy mojego wujostwa. Oni też prowadzili tę firmę, która zbankrutowała. Alex, domyślam się, że to jest chłopak Emmy. Wracając do ucieczki - chcieli przenocować w jakimś opuszczonym budynku. Nie sprawdzili go dobrze i okazało się, że ktoś poza nimi również tam się znajduje. "Trzej mężczyźni ubrani na czarno i jeden przywiązany do słupa" mówiła, "Nas też znaleźli, tylko, że ja się schowałam. Zabrali ich, a ja uciekłam." przypominała sobie; "Powiązanego mężczyznę zastrzelili, a on krzyknął "James"". 
Gdy tylko skończyła opowiadać -trwało to naprawdę długo - Aiden zadzwonił na policję i powtóżył im to wszystko. Biedna Ch...






Od autorki:
Nowy rozdział!! :) Może być? :P 
Buźki :*

sobota, 28 czerwca 2014

Zniknęła

Ten długi weekend u dziadków nie jest taki niesamowity, jak myślałam. Chloe zniknęła, nie ma jej w całym domu, u znajomych i przyjaciół. Po raz ostatni widziałam ją przy śniadaniu, od tego czasu minęło już 9 godzin. Strasznie się o nią martwię. Wraz z nią zniknęły także klucze od jednego z aut dziadka, tego najstarszego. Zorientowaliśmy się, że jej nie ma dopiero w chwilę przed obiadem. Ciocia Bella już zawiadomiła policję. 
Po błyskawicznym posiłku wszyscy zaczęli przeszukiwać pomieszczenia w całym domu, ja szukałam w jej pokoju. Długo zaglądałam, przekładałam i zdejmowałam i w końcu odnalazłam jakiś ślad, przynajmniej tak mi się wydawało. To był pamiętnik Ch. Znalazłam kilka tomów jej zapisków, dokładnie wszystkich było 5. Najstarszy pochodził z 2010 roku, a najnowszy posiadał wpisy z dzisiejszego dnia. Zacytuję go tu.
"Mam dość! Matka bez przerwy na mnie krzyczy! Wiem, że nie mamy dużo pieniędzy, ale ja chcę być normalną dziewczyną! Dlaczego akurat ja?! Jak mam rozwiązać ten problem? Samobójstwo nie wchodzi w grę, nawet o tym nie myślę, ale może ucieczka?"
Byłam w szoku! Samobójstwo?! To do niej nie jest podobne. O co chodziło z "Wiem, że nie mamy pieniędzy, ale ja chcę być normalną dziewczyną!" przecież oni mają mnóstwo gotówki. Niczego im nie brakuje... Poza tym nie znalazłam nic innego. Przy kolacji zapytałam wujka o co chodzi z tym brakiem pieniędzy i dowiedziałam się czegoś o czym nie miałam zielonego pojęcia. Firma wujostwa zbankrutowała. Nie mają tylu pieniędzy tak, jak kiedyś, lecz nadal nie wiedziałam o co chodziło z tą "normalną dziewczyną". Chcąc nie chcąc, musiałam zapytać się ciotki. Wiem, dlaczego Chleo się buntowała. Mama nie pozwalała jej kontynuować działalności w modzie, co jak się domyślam było dla niej ogromnym ciosem, ponieważ ta cała moda to dla niej wszystko. 
Długo po ostatnim posiłku siedziałam w pokoju Aiden'a. Rozmawialiśmy o tej całej sprawie, powiedziałam mu o dzienniku. Nie zdziwił się w ogóle. No cóż może wiedział o tym, bo wszakże to jest jej brat. Zdziwiłam się jednak wtedy, gdy przyjął tę wiadomość z zupełnym spokojem.  

- Boję się o nią... - westchnęłam. - Jest już późno, a jej nie ma.
- Nie bój się, znam ją na wylot. - odrzekł -  Ona się nie da.
- Myślisz, że wróci?
- Tego nie wiem.

Wszyscy domownicy już dawno spali, ale nie my. Widziałam, że Aiden jest zmęczony. W pewnym momencie usłyszeliśmy dźwięk drzwi. Chleo wróciła! Była cała mokra i zapłakana.



Od autorki:
Wiem, że głupie... :/ Niestety nie potrafię lepiej pisać. 
Ciąg dalszy w najbliższym czasie.
Pozdrawiam :*

piątek, 27 czerwca 2014

U dziadków

Nareszcie wolne, czego można chcieć więcej? Wczoraj przyjechałam z mamą do dziadków, mieszkają niedaleko Los Angeles. W końcu zobaczyłam się z Chloe i Aiden'em, czyli moim kuzynostwem.
Chloe to typ szalonej elegantki z domieszką imprezowiczki, uwielbia się modnie ubierać, wie co i jak w świecie mody, co chwilę zmienia swój styl. Gdy byłyśmy młodsze, co tydzień w wakacje chodziłyśmy zobaczyć, czy nie ma już nowego wydania gazety o modzie; teraz Ch ma mnóstwo gazet, które układa na gigantycznym stosie w swoim pokoju, a o wiele większą resztę magazynów przechowuje w garażu. Ona sama w sobie jest świetna! Jest wysportowana i piękna, ma brązowe włosy i oczy, białe duże zęby oraz piękne usta. Nigdy się nie smuci, zawsze ma powód do śmiechu i dobrego humoru. Pomimo, że ma 14 lat bardzo ją lubię. 

Aiden za to jest słodkim i cichym romantykiem. Nie zwraca uwagi na ubiór, raczej wątpię, że ma więcej ubrań poza białym t-shirt'em, koszulą i jeansami. Ma swoje problemy, którymi z nikim się nie dzieli, sam stara się je pokonać. Gra na gitarze i pisze piękne piosenki. Ma krótkie włosy w kolorze blond i niebieskie oczy. Raczej nie uprawia żadnych sportów, ale jest szczupły. Ma 17 lat, ale to nie jest jakaś tragedia, ponieważ dobrze się dogadujemy. Mogę powiedzieć, że jest nawet przystojny




Od autorki:
I jak? Podoba wam się, czy nie? Wiem, że to tragedia i tak dalej, ale bardzo się staram :P Ciąg dalszy tego wpisu ukaże się prawdo podobnie jutro :)
Buźki :*

czwartek, 26 czerwca 2014

"Srasznie, strasznie, strasznie, strasznie przepraszam!"

Po wyznaniu Bill'a uczniowie naszego liceum wyśmiewają się z nas. Pomimo tego, że Bill przepraszał mnie już tysiąc razy, ja nadal jestem upokażana w szkole. Nawet dał mi już parę razy kwiaty - moje ukochane róże w kolorze herbaty. 
Dziś po zajęciach widzałam B z tyłu szkoły, siedzącego na schodach. 
- Srasznie, strasznie, strasznie, strasznie przepraszam! - powiedział chłopak, gdy podeszłam i usiadłam obok niego, otulił wtedy twarz dłońmi. 
- Przestań już, ta sprawa nie jest warta tylu przeprosin, poza tym ja już dawno ci wybaczyłam. - odpowiedziałam kładąc rękę na jego ramionach. 
- Ale teraz się z ciebie nasmiewają... Ze mnie też, ale to mniej ważne. - mówił zawiedziony. 
- To w ogóle nie jest ważne! - uklękłam przed nim na niższym stopniu - Kocham cię. - szepnęłam uśmiechając się i podnosząc jego głowę. 
- Co? - otworzył bardzo szeroko oczy i przybrał ogromnie zdziwioną minę - Kochasz? 
- Jak wariatka. - zaśmiałam się. 
- Mówisz mi to po raz pierwszy odkąd jesteśmy razem. - uchwycił moje dłonie. 
- Wiem precież, po prostu nie miałam odwagi, żeby ci o tym powiedzieć. 
I wtedy TO się stało. B mnie pocałował! Ujął mój podbródek, zbliżył się i musnął delikatnie moje wargi swoimi miękkimi ustami. Powtórzył kilkakrotnie tę czynność... Czułam się niesamowicie!



Od autorki:
Mamy tu zakochaną Jen...
I jak, może być???
Bużki :*

"KOCHAM JENNY ROSE"

Chyba już nigdy nie będzie normalnie... Dziś wróciłam do szkoły, ponieważ już wyzdrowiałam. Miałam przerwę pomiędzy piątą a szóstą lekcją, gdy wszyscy zaczęli podchodzić do okien oraz wychodzić na zewnątrz. Powodem tego zainteresowania był Bill! Tak, ten sam Bill, który wyznał mi miłość! Zrobił okropne zamieszanie przy wejściu głównym. Pobwieszał ściany budynku kartkami, na których było napisane "KOCHAM JENNY ROSE!" lub "JEN KOCHAM CIĘ!". Nie mogłam uwierzyć! Po paru minutach nawet zaczął krzyczeć te hasła! Czy on jest normalny? Od razu wybiegłam przed szkołę. 
- Bill! - wszystkie osoby okrążające go przestały się śmiać i zwróciły swój wzrok na mnie. 
- Jenny - usmiechnął się. 
- Co ty robisz?! - krzyknęłam. 
- Nie podoba ci się? To wszystko dla ciebie. - powiedział nadal z uśmiechem na twarzy. 
Popatrzyłam na niego ze łzami w oczach. Następnie odwróciłam się na pięcie i wróciłam pod klasę. Oddalając sie słyszałam głośne śmiechy. Wtedy Katy do mnie podeszła. 
- O matko! Ale on jest słodki! Wiedziałaś o tym? - skakała z radości. 
- Słodkie?! Teraz wszyscy się ze mnie śmieją! - odrzekłam zażenowana. 
- No i co z tego? On cię kocha! Chciałabym żeby jakiś chłopak zrobił coś takiego dla mnie... - marzyła. 
- Ale ty nie roumiesz, że nie mam już życia w tej szkole? - nadal dramatyzowałam. 
- Musisz jeszcze do tego dorosnąć... - wywyższyła się. 
- Oh Katy... Chyba się zwolnię z algebry. - jęknęłam - Dzwonię po Louis'a albo mamę. 
Następnie przyjechała po mnie mama. Wracając do domu zachaczyłyśmy o Milker'a, kupiłam sobie shake bananowy z niewielką ilością mango, a mama truskawkowy z borówką. Pijąc rozpoczęła rozmowę.
- Kochanie, co jest? 
- Aj... - wymsknęło mi się - Nic. 
- Myszko ja widzę, że coś jest na rzeczy, co się stało? - ponownie spytała. 
- Bill... On dziś zrobił straszną aferę na całą szkołę. Teraz musisz mnie przenieść do innej szkoły. - odpowiedziałam. 
- Co?! - odrzekła wzburzona- Jak to przenieść?! Słonko, co on zrobił!? 
- Krzyczał, że mnie kocha - odparłam cicho, a mama się zaśmiała. 
- Ale to słodkie! - wykrzyknęła. 
- To nie jest słodkie! Teraz nie będę miała życia w szkole! 
- Pączuś, dramatyzujesz i tyle... - zbagatelizowała.





Od autorki:
MASAKRA ;-; Znowu nie wyszło... :D
Buźki :*

Miłość w chusteczkach

Dziś nie było mnie w szkole. Jestem chora i potwornie zmęczona. Parę dni temu byłam z mamą i Louis'em (jej chłopakiem) na ognisku. Piekliśmy kiełbaski i jedliśmy je później. Niestety, ubrałam się dość skąpo, ponieważ myślałam, że będzie ciepło, ale zawsze jest inaczej. Było ogromnie zimno! Przeziębiłam się, boli mnie głowa, tak samo, jak gardło; mam także ogropny katar... Co chwilę chodzę wyrzucać śmieci, bo kosz w chwili napełnia się moimi chusteczkami.


Myślałam, że po zajęciach w szkole przyjdzie do mnie Linzy albo Katy, ale nikogo nie było. 
Przygotowywałam sobie kolejną porcję leków w kuchni, gdy usłyszałam dzwięk dzwonka u drzwi. To był Bill. Przyszedł, bo chciał zobaczyć co u mnie. Owinięta w szary koc w różowe kropki i ubrana w piżamę, stukając kapciami w kotki podeszłam do wejścia. 
- Cześć Jenny. - ujrzałam uśmiechniętego chłopaka. 
- Hej Bill. - odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech. 
- Wszystko OK? Nie było cię dziś w szkole... - zaczął mówić. 
- Tak, tak. Wszystko dobrze. - przerwałam mu. - Tylko się przeziębiłam. 
- Aha. - odrzekł cicho. - Mogę wejść, czy raczej nie? 
- Mhm. - potaknęłam. - Chodź. 
Po chwili znaleźliśmy się w salonie. B usiadł na białej kanapie i oparł się na czarnej poduszce. 
- Chcesz się czegoś napić? - zapytałam - Sok pomarańczowy lub mleko truskawkowe. 
- Nie dzięki. 
- Ok, ale jak byś chciał się napić to mów - mrugnęłam okiem. 
- Wiesz, przyszedłem także po to - mówił - żeby zapytać się, czy mam u ciebie jakieś szanse? 
- C-Co? - zaksztusiłam się napojem. 
- Rozumiesz, bo ja... Trudno mi się o tym mówi, ale... Tak jak już wspominałem jesteś dla mnie ważna i w ogóle kocham cię i... No i chciałem wiedzieć, czy mam u ciebie jakiekolwiek szanse... - nadal kaszląc mrugnęłam oczami. 
- No wiesz, zawsze są jakieś szanse, ale nie rozumiem, jak to kochasz?! - nie dowierzając - KOCHASZ? Jak to możliwe? Od kiedy? Co? 
- Nie pamiętasz balu? 
I wtedy do mnie dotarło, wszystkie sytuacje związane z Bill'em, wszystko co dla mnie miłego zrobił, jak mnie denerwował, a później przepraszał, wszystko to było spowodowane TYM uczuciem, którym mnie darzył. Nie miałam o tym pojęcia. Nie mogąc nic powiedzieć tylko westchnęłam. Wpatrzona w niego, jak w obrazek. Siedziałam w fotelu i patrzyłam. 
- Jen? 
- Tak, tak. - "ocknęłam" się. 
- Więc... ? - dopytywał. 
- Ale co? - zachowywałam się tak, jakby ktoś mnie dopiero obudził, kompletnie nieprzytomna. 
- Mam szanse, czy nie? - zaczął się niecierpliwić. 
- Ah... - westchnęłam i chwilę myślałam - Oczywiście, że masz. 
Dotarło do mnie, że Bill jest naprawdę ważną dla mnie osobą. Był taki ucieszony! Od razu wstał, podszedł do mnie i mnie przytulił. Wstałam i odwzajemniłam uścisk. To jakieś takie dziwne uczucie. Uśmiechnęłam się tylko. 
- Cześć miśki. - usłyszałam głęboki głos Louis'a. 
- Louis?! Co ty tu robisz? - prawie wykrzyknęłam. Była godzina 15:00, a on przychodzi najwcześniej o 19:00! 
- Spoko misiek, chwila, robię frytki i znikam w pokoju. 
No i z czułości byłoby na tyle. B chwilę później poszedł do domu pozostawiając mi zeszyty, które dała mu Liz, a ja rozkoszowałam się wspomnieniami i sokiem. 



Od autorki:
Hej :) Wiem, że ten rozdział jest taki... NUDNY. Niestety, nie miałam pomysłu na sytuację, która połączy Bill'a oraz Jenny.
Buźki :*

Kara?! To są tortury!

Dzisiaj byłam z mamą na basenie w ramach kary za "pobicie" Katy... W sumie to tylko wyjście z mamą. Każdy, raz na jakiś czas wychodzi gdzieś z rodzicami. To miało być normalne wyjście - ja i mama, ewentualnie ktoś jeszcze, bo mogłam kogoś zaprosić. Jednak nic nie działo się tak, jak chciałam. 
Przed wejściem na pływalnie poszłam do małego kiosku znajdującego się niedaleko budynku, aby kupić sobie wodę mineralną. Po powrocie nie mogłam uwierzyć w to co widzę. 
- Mamo! Mówiłaś, że idziemy same! - szepnęłam podchodząc do niej. 
- Koteczku, mogłaś wziąć tutaj kogo chcesz, ale tego nie zrobiłaś, więc ja wykorzystałam to i zaprosiłam Amandę, która wzięła Katy razem ze sobą. - powiedziała z uśmiechem. 
- Ale no mamo! To miała być kara. - jęknęłam. 
- Kochanie, to jest kara. - odpowiedziała. 
- Mamo! Chwila, chwila, chwila! Kara?! To są tortury! - podniosłam głos. 
- Miśku, mów ciszej, bo usłyszą. - upomniała mnie.
- No to właśnie dobrze, że usłyszą - mrugnęłam okiem - pójdą sobie, a my popływamy, co ty na to? - uśmiechnęłam się. 
- Jenny! - groźnie na mnie spojżała - Twoje zachowanie jest karygodne! - faktycznie, źle się zachowywałam, ale ja nie dam rady! Nie dość, że muszę patrzeć na nią w szkole to jeszcze spędzam z nią popołudnia... 
- Ok, przepraszam - wtuliłam się w ramię mamy. 
Później poszłyśmy do szatni, gdzie sie przebrałyśmy, a następnie weszłyśmy na salę. Obie matki udały się do jacuzzi pozostawiając mnie i Katy same. Nie odzywając się do zdrajczyni weszłam do dużego basenu, to znaczy chciałam wejść, ale ta woda była strasznie zimna! Usiadłam na brzegu maczając nogi. Spojrzałam w stronę zjeżdżalni, które niegdyś były jedyną atrakcją na basenie. Po chwili usiadła obok mnie Katy i położyła rękę na moim ramienu. 
- Głupio mi z tego powodu... - powiedziała patrząc na małe fale przelewające się na płytki. 
- Mi także. - westchnęłam. Dziewczyna zerknęła na mnie. Miała zdziwioną minę, ale się nie odezwała. - Niemądrze postąpiłam, uświadomiła mnie w tym mama. Strasznie mi przykro... - ciężko mi było to powiedzieć, ale nie mogłam być dla niej aż tak niemiła. 
- Przepraszam. - powiedziałyśmy w tym samym momencie. Przez chwilę patrzyłyśmy się na siebie, a później wpadłyśmy sobie w ramiona. Katy zaczęła płakać, ogromne łzy spływały jej po policzku. 
- No to co, idziemy na zjeżdżalnie? - uśmiechnęła się wycierając łzy. 
- Oszalałaś? - zaśmiałam się. 
- Nie. - mrugnęła okiem - Mówię w stu procentach na poważnie. 
- OK. - odpowiedziałam szybko, a po chwili już biegłyśmy na naszą ulubioną, czerwoną ślizgawkę. 
Wbiegłyśmy po mokrych schodach, usiadłyśmy na samej górze i zjechałyśmy krzycząc ze szczęścia. Następnie wpadłyśmy do lodowatej wody. 
Pływajłyśmy w największym z basenów. Po około godzinie poszłam się osuszyć i ogrzać, ponieważ było mi już zimno. Chwilę mnie nie było, ale wróciłam, usiadłam na plastikowej ławce otulona w ciepły ręcznik. 
- Zdejmuj to i wskakuj do wody! - krzyknęła Katy. 
- Na razie nie, ale jeszcze skorzystam z kąpieli - odrzekłam. 
Siedząc wpatrywałam się w małe dzieci bawiące się w brodziku. Jeszcze parę lat temu też byłam taka malutka... tak, jakby to było wczoraj. Dość długo tak sobie "bujałam w obłokach". W pewnej chwili, gdy już byłam cała sucha poczułam, że ktoś mnie podniósł i ze mną na rękach kieruję się w stronę jednego ze zbiorników. To był Bill. Zaczęłam z nim rozmawiać. 
- O, cześć Bill. - uśmiechnęłam się - Możesz mnie odstawić na podłogę? - spytałam. 
- Hej Jenny, niestety, przykro mi odstawię cię dopiero w wodzie - rzekł robawiony. 
- Co!? - pisnęłam - Nie! Nie! Nie! Błagam, nie! - podniosłam głos, ale to było na nic, ani się spostrzegłam i już znajdowałam się w chłodnej wodzie. Po wynurzeniu słyszałam tylko jego śmiech, a chwilę później zostałam oblana, bo B zachciało się skoczyć to zbiornika. 
- Nie masz wyobraźni. - burknęłam. 
- Oczywiście, że mam. Nwet nie wiesz, jak dobrą. - zażartował. Nie miałam ochoty na żarty. Skierowałam się do drabinki. 
- Zaczekaj. - prosił. 
- Po co? - odwróciłam się. 
- Chcę z tobą porozmawiać. - wyszeptał - W tym stroju wyglądasz genialnie - uniósł prawy kącik ust. 
- Dzięki, czyli to chciałeś mi powiedzieć? Mogę już iść? - podniosłam brew. 
- Nie, to nie to... Chciałem wyznać ci to już na balu, ale jakoś nie było okazji - niepewnie oznajmił.
- Możesz szybciej? - pośpieszyłam go. 
- Tak, tak. Jen... Bardzo... Bardzo mi się podobasz.- wyszeptał zawstydzony. 
Nie mogłam w to uwierzyć! JA PODOBAM SIĘ BILLOWI!?!?!!??? 





Od autorki: 
Cześć!!! <3 Co myślicie o Bill'u? Czy zakochał się na poważnie, czy tylko na chwilę? Czy to wypali? Piszcie! :) Jutro postatam się napisać kolejny rozdział, ale nie obiecuję, bo może pójdę na basen i nie będzie mnie całe popołudnie :P
Pozdrawiam!! :*

Konsekwencje

Każdy incydent ma swoje konsekwencje. Czasem są one większe, czasem mniejsze, ale zawsze jakieś. Miałam jutro iść z Liz na basen, ale przez to co zrobiłam chyba nie ma mowy, że kiedykolwiek wyjdę z domu... 
Gdy tylko wróciłam dziś po szkole usłyszałam długie kazanie na temat samodzielnego wymierzania kary. Okazało się, że mama Katy dzwoniła do mojej. 
- Jenny Anabello Rose, tłumacz mi się! - usłyszałam jej głos, gdy tylko przekroczyłam próg domu. 
- Mamo daj spokój, nie mam dobrego humoru... - odpowiedziałam. 
- Niestety nie obchodzi mnie to. Amanda do mnie dzwoniła, wiesz może w jakiej sprawie? - zapytała.
- Wiem, wiem, nigdy więcej tego nie zrobię, ale Katy mogła uważać. Gdyby mnie nie prowokowała to nic by się jej nie stało, o ile cokolwiek się stało. Poza tym mogła zrobić unik. - powiedziałam patrząc mamie w oczy. 
- Kochanie, dlaczego ty mi to robisz? Już przerabiałyśmy ten temat. Obiecaj, że to się nie powtórzy, OK? - chwyciła mnie za ramię. 
- OK mamo, przepraszam. - uśmiechnęłam się do niej. 
- No! Moja mała, słodziutka dziewczynka! - chwyciła mnie za policzek tak, jak babcia Natasha. 
- Mamo... - zwróciłam jej uwagę. 
- Poza tym ja też bym tak łatwo nie oddała chłopaka. - odrzekła oddalając się do pokoju. - Moja krew, moja krew... - usłyszałam, jak mama cicho mówi sama do siebie. 
- Ale skąd wiesz? - mocno zdziwiona spytałam. 
- Kochanie, następnym razem alebo lepiej schowaj pamiętnik, albo załóż zamek w drzwiach do swojego pokoju. - usłyszałam rozbawiony głos dochodzący z kuchni. 
Nawet nie wiedziałam, jak bardzo mam fajną mamę. Nie pomyślałam, że ujdzie mi to na sucho. Niestety bez kary nie mogło się obejść... 
- Kotku, słuchaj w ramach kary jutro idziesz ze mną nna basen. - powiedziała mama. 
- Ale jak to? Przecież mówiłam ci, że się umówiłam z Liz... - odpowiedziałam szybko. 
- Pączuszku. Nie mówię, że musimy iść same... Możesz zaprosić kogo tylko chcesz. - odrzekła. 




Od autorki: 
Rozdział trochę lepszy :) Napisany z nudów... Jeśli znajdziecie jakieś błędy (ortograficzne, językowe itp.) to strasznie przepraszam. 
Pozdrawiam gorąco! :*

Przyjaźń? Nigdy więcej!

Dziś w szkole dziwnie się czułam, panowała tam nieswoja atmosfera. Poczułam to już na samym początku, gdy wchodziłam przez główne drzwi do budynku. Jak zawsze skierowałam się w stronę szafek. Wyciągnęłam kluczyk z tylnej kieszeni spodni, włorzyłam go do kłudki i przekręciłam. Wzięłam podręcznik do Matematyki i poszłam pod salę, w której miały zacząć się za chwilę zajęcia. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jedna osoba, która popsuła mi humor na resztę tego dobrze zapowiadającego się dnia. Była to Katy, moja BYŁA przyjaciółka. Od wczorajszego dnia już nigdy nie chciałam jej widzieć co było niemożliwe, ponieważ chodziłyśmy do tej samej klasy. Pięć minut do dzwonka podeszła do mnie i chciała rozmawiać. Ciekawa byłam co chce mi powiedzieć. 
- Jenny, ogromnie mi przykro! - rzuciła podbiegając do mnie. 
- To chyba dobrze, co? - syknęłam. 
- Daj spokój przecież ty go nawet nie kochasz... - odrzekła, a moja cierpliwość się kończyła. Nie miałam zamiaru być już tą miłą Jen. 
- Ty daj mi spokój i w ogóle odwal się, bo mnie denerwujesz! - moja odpowiedź miała zabrzmieć groźnie, ale jak zwykle wszystko musiałam popsuć tym jakże pięknym językiem i nerwowym tonem... 
- JJ, uspokój się - rzekła próbując się nie śmiać - Za chwilę o tym zapomnimy i wszystko będzie tak, jak kiedyś. - mrugnęła okiem uwierzytalniając swoją wypowiedź, ale ja wiedziałam, że nic już nie będzie takie jak kiedyś. - Poza tym John serio dobrze całuje! - no nie! Co to ma być!? Srio!? Już wcześniej prawie nie wytrzymałam! Teraz przegięła! 
Niestety poniosły mnie nerwy... Nie chcąc dalej słuchać jaki to mój były, którego szczerze kochałam jest boski uderzyłam ją w twarz. To było niekontrolowane! Taki odruch... Ale zasłużyła sobie!

Teraz wiem, że nie miałam prawdziwej przyjaciółki poza tą jedyną - Liz. Zawsze przy mnie była, zawsze mnie wspierała. Dobrze, że teraz się pogodziłyśmy.

Poza tym incydendtem nic innego się nie stało. Dzień, jak każdy inny. Po lekcjach Linzy tłumaczyła mi temat z fizyki, bo nic z niego nie rozumiałam. Zawsze dobrze mi szło, ale dziś, chyba przez rozdrażnienie nie mogłam się skupić.
- No to co, rozumiesz już? - zapytała. Nadal nie wiedziałam o co chodzi, ponieważ jej nie słuchałam. Cały czas myślałam o Katy i Johnie...
- Mhm, tak. - odpowiedziałam zamyślona.
- Jen. Wiem, że mnie nie słuchasz. - westchnęła zamykając książkę i uśmiechając się.
- Przepraszam, ale dziś chyba nie dam rady... - nadal myśląc odrzekłam.
- OK. Mów, co się stało? - podniosła brew i oparła brodę na dłoni.
- Nic, nic...- nie chciałam jej mówić, bo od razu pół szkoły by o tym wiedziało.
- A właśnie, że coś. Mów. Ja nikomu nie powiem. - spoważniała, więc chyba jej zależało na tym.
- John i Katy... - i powiedziałam jej całą historię. Nie musiałam, ale jakoś po tym zrobiło mi się lepiej. Ulżyło mi.
Linzy tylko się zaśmiała i powiedziała, że dobrze zrobiłam dając jej w twarz. Później rozmawiałyśmy przez chwilę, a następnie Liz znów zaczęła mi tłumaczyć ten temat z fizyki. 




Od autorki:
Kolejny nudny rozdział... Przepraszam, przepraszam, przepraszam!!! Po przeczytaniu tego kolejny raz stwierdzam, że to beznadzieja. No cóż pomylone, ale może ujdzie w tłumie. Z góry przepraszam za błędy (ortograficzne, językowe itd.).
Pozdrawiam :*

A miało być tak pięknie

*3 godziny przed letnim balem* 
John nie był zadowolony z tego powodu, że idę na bal z B. Niestety. Gdyby on mnie wcześniej zaprosił to nie było by się o co złościć. 
*letni bal* 
Czekałam na B przed szkołą, była godzina 20:30, nie czekałam, dlatego że się spóźniał, ale dlatego że ja zbyt wcześnie wyszłam z domu. Nie wiem czy to był John, ale przemknął mi przed oczami chłopak bardzo do niego podobny. No, ale to nie mógł być on, bo mówił, że nie idzie. Po 15 minutach zbędnego czekania przyszedł Bill. 
- Cześć. - uśmiechnął się - Nie umówiliśmy się na 20:45? Bo jeśli wcześniej to strasznie cię przepraszam. - powiedział. 
- Hej - odwzajemniłam uśmiech - Nie, ja zbyt wcześnie przeszłam. - mrugnęłam okiem. 
- Świetnie wyglądasz! - jego usta przybrały wyraz zszokowanego, chyba myślał, że nie mogę wyglądać ładnie. - Nie wiedziałem, że przyjdziesz tak pięknie ubrana. - zaśmiał się. 
- Dzięki! - pokazałam mu język i się zaśmiałam - Ty też wyglądasz genialnie. - powiedziałam. 
- No to co, idziemy? - zapytał 
- Oczywiście - usmiechnęłam się. 

W środku było dużo ludzi i grała głośna muzyka. 
- Mogę prosić do tańca? - zapytał B, śmiesznie to zabrzmiało. 
- Tak - odpowiedziałam. 
Tańczyłam z Bill'em chyba godzinę. Było świetnie. Powiedziałam B, żeby na mnie poczekał i skierowałam się w stronę łazienki. Gdy szłam wąskim koryrarzem usłyszałam, głosy. Gdy dochodziłam do łazienek zobaczyłam coś okropnego! John całował się z jakąś dziewczyną! Nie mogłam w to uwierzyć! 


- Cześć John - mój głos się załamywał, a łzy spływały po policzkach. 

- Jenny!? Co ty tu robisz!? - zszokowany i przestraszony zapytał. 
- Chciałam poprawić makijaż i dzięki temu zobaczyłam jaki jesteś. - chciałam powiedzieć więcej, ale przez łzy, które lały się strumieniami ograniczyłam się do wypowiedzenia tych kilku słów.

- Ja ci to wszystko wytłumaczę... - próbował powiedzieć, ale ja go już nie słuchałam. Chciałam zobaczyć kim była ta raniąca mnie dziewczyna. Nie mogłam uwierzyć widząc twarz Katy! To było dla mnie za dużo. 
Bez słowa uciekłam na salę, do Bill'a.

- Bill, strasznie cię przepraszam, ale ja już pójdę do domu. - powiedziałam cała zapłakana 
- Jenny, co się stało? - zapytał zmartwiony. 
- John, Katy, przy toalecie... Oni się całował! - odrzekłam. 
- Spokojnie, Jenny. - próbował mnie uspokoić - Uspokój się. 
Nie wiem, jak on to zrobił, ale po chwili przestałam płakać. Ostatnie łzy spływały po moich policzkach. Coś mi kazało przytulić B i właśnie to zrobiłam.

Chwilę później oddzieliłam się od niego, a on na mnie spojrzał i się uśmiechnął. Po chwili przyszedł John. Bałam się milion razy bardziej niż wtedy, kiedy Bill na żarty zasłonił mi oczy. 
- Chcę ci wszystko wytłumaczyć. - powiedział zdyszany John. - Chciałam mu odpowiedzieć, ale B postawił się za mną. 
- Odczep sie od niej w końcu! Najpierw zniszczyłeś jej relacje z Linzy, później z William'em, teraz niszczysz jej przyjaźń z Katy, ją także niszczysz! Za chwilę ona wyląduje w psychiatryku! - opadła mi szczęka! John'owi tak samo! 
- Jenny wybieraj! Ja czy on? - Zadał pytanie 
- Wiesz co John? Nie chcę ciebie znać! Za żadne skarby bym cię nie wybrała. - John otworzył szeroko oczy, odwrócił się na pięcie, a ja zaczęłam się śmiać. 
- No, no. dzielna jesteś - pochwalił mnie B. - Może zatańczymy?... 



Od autorki: 
Oto pierwszy opublikowany wpis. Przełamałam się i tak jakoś wyszło. Wiem, że wpis jest taki sobie i zrozumiem, jeśli komuś, a nawet większości się nie spodoba. Proszę bez złośliwych komentarzy. Chciałam także przeprosić za ewentualne błędy, które mogą się pojawić, bo jestem tylko człowiekiem :P
(Wiem, że nie jesteście w temacie, bo to mój kolejny post. Postaram się w najbliższym czasie napisać streszczenie, tak abyście wiedzieli mniej więcej o co chodzi). 
Pozdrawiam!! :)

Streszczenie

Jenny ma 14 lat. Jest zakochana w Johnie, niestety, on nie zauważa dziewczyny i chodzi z jej największym wrogiem - Linzy, która przed paroma laty była najlepszą przyjaciółką Rose. Jen* ma dwoje przyjaciół - Michael'a i Katy. 
Jenny w końcu udaje się zwrócić na siebie uwagę John'a, który zakochuje się w niej i zrywa z Linzy. Dziewczyna w międzyczasie obchodzi swoje 15 urodziny. Otrzymuje naszyjnik od nie znajomego, żegna się z John'em, poznaje Nelly... Po wielu przejściach takich jak zerwanie z chłopakiem, koniec przyjaźni z Katy, wybaczenie Linzy, zranienie William'a (jej drugiej wielkiej miłości) i litrów wylanych łez w końcu udaje się jej odnaleźć miłość i dochodzi do równowagi, ale czy na pewno? Przekonamy się w następnych rozdziałach :)

--------------------------------------------------

* Jen - główna bohaterka obdarzona tym zdrobnieniem, przez Linzy. 




Od autorki:

To taki jakby mój pierwszy rozdział Pamiętnika Jenny Rorse. Wiem, że to jest skopiowane z http://bestfriend4ever.pinger.pl, ale to był mój blog. Ze względu na to, że blogospot jest tysiąc razy lepszy postanowiłam go "przenieść" :)
Pozdrawiam :*